Czy cokolwiek może być piękne, jeśli nie jest użyteczne? I czy cokolwiek jest naprawdę użyteczne, jeśli nie jest przy tym piękne
Odwaga bardziej niż zajęcze serce służy tym, którzy wystawiają nos za drzwi. Wszystko zależy od tego, jak patrzysz. Jeśli masz bystry wzrok, każda rzecz z osobna i wszystkie razem stają się cudami.
Bransoletka z kości to książka, która długo czekała na swoją kolej, aż w końcu miałam okazję w końcu ją przeczytać. Zabrałam się za nią podczas jednodniowej wyprawy do Wrocławia i w ciągu tego dnia ją przeczytałam. Pierwsze co rzuca się w oczy zaraz po otwarciu książki to spis postaci, które występują w powieści, a jest iść naprawdę sporo. Zaraz później znajdziemy mapę podróży Solveig, bo jest to istna opowieść drogi. Jest także lista skandynawskich bogów, ponieważ w powieści często są wymieniane ich imiona. Bransoletka z kości to typowa młodzieżówka, którą czyta się szybko, ale jednocześnie nie jest to książka ani trochę ambitna. Lekkie czytadło, z niezbyt ciekawie, wręcz nudno wykreowanymi bohaterami i dość flegmatyczną fabułą. Przyznam szczerze, że starałam się skończyć ją jak najszybciej, czekając ciągle na jakiś zwrot akcji, na to, że w końcu może wydarzy się coś ciekawego. Do tego napisana językiem dość prostym – takim typowym dla młodzieży. Generalnie jest to książka mało ambitna i niezbyt ciekawa. Fakt, nie ma tragedii i kompletnej klapy, ale nie jest to książka zbyt ciekawa czy jakoś szczególnie zapadająca w pamięć. Po prostu bardzo średnia książka. Podsumowując już recenzję stwierdzam, że Bransoletka z kości jest książką doprawdy średnia i niewymagająca. Zdecydowanie o wiele lepiej poświecić czas na jakąś lepszą i ambitniejszą lekturę.