O bieszczadzkich polowaniach zasilających ministerialne diety
Swoje pierwsze polowanie doskonale pamięta. Miał wówczas dwanaście lat. Skonstruował broń według swojego dziecięcego pomysłu, składającą się z rurki pochodzącej od pompki rowerowej i wystruganej kolby. Gdy połączył drutem obie części, przygotował siarkę z zapałek do odpalenia, napchał gwoździ do rurki, ubił ładunek przybitką i ruszył na polowanie ze stryjecznym bratem. Jak kuropatwy poderwały się do góry, nastąpił „strzał”. Rurkę z kolbą wyrwało mu z ręki, rurka drasnęła go w ucho, ale o dziwo jedna kuropatwa została trafiona.
O tej pierwszej przygodzie myśliwskiej, pisze Andrzej Pawlak w książce „Opowieści z Wilczej Jamy”. Tych opowieści, jeszcze bardziej ciekawszych i przyciągających uwagę czytelnika, jest oczywiście więcej. Dotyczą one nie tylko polowanych zwierząt, ale także osób, bez których same w sobie polowania nie miałyby takiego „błysku”.
Andrzej Pawlak urodził się w Opocznie i wychowywała go mama, i jak sam przyznał, w domu było biednie. Lubił łowić ryby, a nawet myślał o jakiejś szkole związanej z rybołówstwem. Jednak zdecydował się na naukę w Technikum Leśnym w Zagnańsku. Jeden z jego nauczycieli zaraził go wilczą pasją, która pozostała w nim na zawsze. Szczególny wpływ miała także polecona przez nauczyciela książka rosyjskiego myśliwego Michaiła Zajcewa z 1957 r. o sposobach polowania na wilki. Temat wilczych polowań dominuje wśród jego opowiadań. I trzeba dodać, że Andrzej Pawlak ustrzelił... 78 wilków. Uważa, że podobnie jak w przypadku żubrów, popełniono błąd w stosunku do wilków. Zabroniono na nie polować. Jaki tego efekt? - pyta. „Ano taki, że wilka jest zdecydowanie za dużo i wobec braku selekcji (odstrzału) zaczyna go atakować świerzb - bardzo paskudna choroba skóry, prowadząca w konsekwencji do śmierci zwierzęcia w wielkich męczarniach. W tym wypadku natura sama wzięła się za naprawianie ludzkich błędów. Tylko dlaczego zwierzęta muszą być w ten sposób karane za ludzką głupotę”.
Przygoda z Bieszczadami Andrzeja Pawlaka rozpoczęła się wraz z rozpoczęciem służby wojskowej w Nadwiślańskich Jednostkach Wojskowych MSW. Najpierw była to służba w tajnej kancelarii, a potem, pewnie zaszczytna jak na tamte czasy, służba adiutanta u boku samego „pana i władcy” nie tylko Arłamowa pułkownika Kazimierza Doskoczyńskiego, na którego temat krążą do dzisiaj mniej czy bardziej prawdziwe lub zupełnie nieprawdziwe opowieści. Wydaje się, że autor wspomnień jakoś umiał „układać” się ze swoim szefem i w jakiś sposób darzył go szacunkiem. Utrzymywał znajomość z pułkownikiem, gościł u niego w mieszkaniu w Warszawie, a i pułkownik bywał z rewizytą (zachowały się z tej okazji zdjęcia pułkownika, zamieszczone w książce). Swojego przełożonego wspomina na kartach rozdziału „Arłamów”.
Andrzej Pawlak był podleśniczym w Stuposianach, a potem przez długie lata pracował jako leśniczy do spraw łowieckich w Mucznem. Na kartach książki wspomina swoich przełożonych (m.in. Władysława Peperę - legendarnego leśniczego i myśliwego i Tadeusza Misiudę - leśnika i myśliwego, specjalistę od żubrów), wielu znajomych i przyjaciół, wśród których bliski pozostawał dla niego Janusz Sikorski - dyrektor (częściej jego zastępca) departamentu łowiectwa w Ministerstwie Leśnictwa.
Andrzej Pawlak odsłania rąbka finansowej tajemnicy polowań, na które w większości przyjeżdżali dewizowcy, kierowani przez niemiecką firmę Bayer. Polskim odpowiednikiem była firma Polskie Bory, której szefem był płk. Doskoczyński. Ponoć wielkie pieniądze płynące z polowań były przekazywane premierowi Piotrowi Jaroszewiczowi, który z kolei miał je przeznaczać na zasilenie diet ministrów podczas ich zagranicznych wizyt, aby „nie robili z siebie dziadów”. Pieniądze oczywiście nie były księgowane.
Andrzej Pawlak wraz z żoną Anną prowadzą dzisiaj gospodarstwo agroturystyczne „Wilcza Jama” w Smolniku (wcześniej z powodzeniem kierowali „Wilczą Jamą” w Mucznem, ale musieli stamtąd wyjechać). Może przy okazji pobytu w Bieszczadach warto wpaść do „Wilczej Jamy” i może się uda spotkać z autorem książki, który na temat polowań i nie tylko, ma na pewno wiele jeszcze do powiedzenia. I niech pan Andrzej powie kawał, którym ratował atmosferę podczas imprezy po polowaniu z udziałem generała Wiktora Kulikowa… A i ten drugi kawał o stworzeniu świata też jest niczego sobie. WD
Andrzej Pawlak, Opowieści z Wilczej Jamy, Wydawnictwo Mirczumet (Maciej Mirczewski), Koszęcin 2013