Najpiękniejszy okres w dziejach polowań w Bieszczadach to lata 70. ubiegłego wieku. Był on szczególnie złoty dla „licznej grupy wszelkiego rodzaju prominentów od szczebla centralnego po władze wojewódzkie czy powiatowe. Stale nawiedzali nas różni sekretarze, ministrowie, czy też specjalni ”. Tak napisał w swojej książce „Wilki” Franciszek Kaźmierczyk, były myśliwy i leśniczy do spraw łowieckich w Nadleśnictwie Lutowiska, który z perspektywy przepracowanych prawie 40 lat wspomina swoje polowania i te z udziałem różnych osób, w tym tych „postawionych wysoko”.
Choć tytuł książki nosi tytuł „Wilki”, to jednak nie tylko te zwierzęta są „bohaterami” wspomnień. Oprócz nich opowieści dotyczą zasadzenia się na dziki, żubry, jelenie (byki) i rysie. Wśród tych zwierząt - bez wątpienia - najwięcej emocji dostarczały wilki - bardzo sprytne, obdarzone niesamowitym instynktem, unikające nieraz przygotowanej zasadzki i unikające kontaktu z ludźmi, choć w szczególnych okolicznościach - wścieklizny czy postrzelania wadery w czasie rui - mogące go zaatakować (o takich przypadkach wspomina m.in. F. Kaźmierczyk, który na swoim kącie ma ustrzelonych 57 wilków).
Na temat bytowania wilka w Bieszczadach, autor książki ma swoje zdanie. Uważa, że życie przyrody w Bieszczadach zatoczyło swoisty krąg. Zaczyna powtarzać się sytuacja, kiedy to wilki były „panami życia i śmierci” zwierzyny zarówno tej leśnej, jak i tej domowej. „Zawsze uważałem i uważam nadal, że nasza praca polegająca na ograniczaniu ilości wilka miała sens. Bieszczadzkie rykowiska z tamtych czasów przeszły do legendy, a na wilcze łowy przyjeżdżali ludzie z całej Europy, ale dzięki temu panowała prawdziwa równowaga: gdzie <>” - konkluduje F. Kaźmierczyk.
We wspomnieniach widoczna jest także chęć usprawiedliwienia leśniczych za polowania, z udziałem licznych prominentów. „Dziś łatwo nas krytykować czy wręcz ośmieszać naszą gorliwość w spełnianiu myśliwskich zachcianek ludzi władzy, ale trzeba pamiętać jakie to były czasy, my leśnicy byliśmy niczym żołnierze, polecenie przełożonych było rozkazem, wykonanie obowiązkiem. Uważaliśmy zawsze, że służymy tym górom i zwierzynie, która tu żyje, cała reszta była tylko dodatkiem, jakimś epizodem, który przeminął, a bieszczadzkie lasy i zwierzyna ciągle trwają na przekór różnym zakrętom historii i jest w tym też cząstka naszej pracy”.
Okazuje się, że polowania, które z reguły mają być odstresowujące mogą stać się przeciwnie - wielce stresujące, zwłaszcza, gdy okaże się, że celem nie było zwierzę, lecz człowiek, który nie powinien w tym momencie tam się znaleźć. Nocne polowania mają to do siebie, że zacierają kontury, a „chęć zdobycia trofeum, szczególnie gdy poluje młody myśliwy, przysłania zdrowy rozsądek”. Te niebezpieczne sytuacje, na szczęście bez tragicznego finału, zdarzyły się też Franciszkowi Kaźmierczykowi, a w jednym z bardzo przejmujących i nieprawdopodobnych opowiadań („Spowiedź”), kiedy to matka trojga małych dzieci chciała zginąć od kuli udając dzika, zdał sobie sprawę z grozy tego wydarzenia i zadawał sobie pytanie: „kto, lub co osłoniło tę kobietę przed kulą, jaka siła sprawiła, że ja - myśliwy z dobrym wówczas okiem i uchem niczego nie widziałem, ani nie słyszałem, choć ona swą drogę krzyżową przemierzała w odległości kilkudziesięciu metrów od mojego stanowiska”.
Książka zawiera także wspomnienia pięciu innych autorów, w większości myśliwych. Swoimi przeżyciami podzielili się: Rozalia Pepera - żona Władysława Pepery, legendarnego leśnika i myśliwego, Julian Huta - myśliwy, pisarz, Ryszard Napora - myśliwy, Andrzej Pawlak - znany bieszczadzki myśliwy, „wilczarz”, właściciel „Wilczej Jamy” w Smolniku, oraz legenda bieszczadzkiego leśnictwa Wojomir Wojciechowski, długoletni dyrektor Bieszczadzkiego Parku Narodowego.
I skoro jesteśmy przy nazwiskach. Książka F. Kaźmierczyka to także wspomnienie o tych, którzy wnieśli swój spory wkład w ochronę i rozwój bieszczadzkiej przyrody. Niektórzy z nich już odeszli. Wśród szeregu nazwisk na kartach książki wymienia się m.in.: Tadeusza Misiudę, Władysława Peperę, Janusza Sikorskiego, Gwido Strouhala, Wojomira Wojciechowskiego i Tadeusza Zająca. I jak pisze F. Kaźmierczyk, znajomości z tymi „wspaniałymi i nieprzeciętnymi” osobami uważa dzisiaj za największe trofea swojego życia.
Choć polowania nie zawsze kończyły się strzałem, to jednak - jak zaznaczył F. Kaźmierczyk - „zawsze pozostawały w pamięci te niezwykłe chwile, gdy trzask złamanej gałązki, podrywał myśliwego czatującego przy okienku do wzmożonej czujności”.
Uzupełnieniem książki jest dokumentalny film w formie płyty DVD „Myśliwi spod Otrytu” z udziałem Franciszka Kaźmierczyka, Stefana Dyrdy, Wojomira Wojciechowskiego, Juliana Huty i Andrzeja Pawlaka. WD
Franciszek Kaźmierczyk, Wilki, Wydawnictwo Mirczumet - Maciej Mirczewski, Koszęcin [2012]