Wśród barwnych, zasłużonych i szanowanych postaci wpisanych w dzieje Bieszczadów niewątpliwie wymienić należy nieżyjącego już płk. Józefa Pawłusiewicza, legendarnego dowódcę partyzanckiego oddziału samoobrony w walce z UPA. To właśnie o nim traktuje książka „Pułkownik z Dna Jeziora : opowieść o Józefie Pawłusiewiczu”.
O płk. Pawłusiewiczu w dwóch pierwszych rozdziałach piszą jego bliscy: Zbigniew Skatulski, wnuk najmłodszej siostry pułkownika Honoraty i wnuczka Dorota Jarymowicz. To Z. Skatulski, „prawdziwy kustosz pamięci o dziejach rodziny”, starannie przygotował biografię płk. Pawłusiewicza, połączoną z przedstawieniem genealogii rodzinnej. I wiadomo z niej, że swoje życie płk. Józef Pawłusiewicz związał z mundurem. Wraz z ojcem Stanisławem i braćmi brał udział w wojnie polsko-ukraińskiej i polsko-bolszewickiej. Był porucznikiem Korpusu Ochrony Pogranicza w okolicach Wielunia, gdzie zastała go wojna. Przedzierając się dotarł do Łęgu, swojej rodzinnej miejscowości. I tu rozpoczyna się jeden z najważniejszych momentów w jego życiu. Wraz z braćmi i zaufanymi osobami tworzą partyzancki oddział samoobrony w walce z UPA, która coraz pewniej czuła się na tym terenie, mordując i terroryzując tutejszą ludność. W 1944 r. oddział por. Pawłusiewicza połączył się z oddziałem kpt. Mikołaja Kunickiego i to we właściwym czasie, gdyż był w trudnym położeniu (zaciskała się obława niemiecka), a do tego w jego szeregach znajdowały się rodziny partyzantów.Polsko sowiecki odział partyzancki został rozformowany jesienią 1944 r. w Wołkowyi.
Pod koniec drugiej wojny światowej, w styczniu 1945 r., por. Pawłusiewicz pełnił funkcję komendanta Szkoły Podoficerskiej Kawalerii, a po awansie, w stopniu majora, powierzono mu utworzenie Zakładu Tresury Psów Służbowych w Sułkowicach, gdzie został jego komendantem. Pracę majora Pawłusiewicza w tym czasie wspomina Franciszek Szydełko, pułkownik, uczestnik walk z UPA (ciężko ranny w obronie posterunku w Cisnej w 1946 r.), absolwent pierwszego kursu dla przewodników psów milicyjnych w Słupsku i legenda filmu polskiego (brał udział w realizacji filmów z udziałem zwierząt, m.in. w takich jak „Czterej pancerni i pies”, „W pustyni i puszczy” i „Przygody psa Cywila”). Współpracował z płk. Pawłusiewiczem sześć lat. Wspomina go jako wytrawnego, a zarazem surowego myśliwego, ale przy tym pozostającego sprawiedliwym. Budził on powszechny respekt, „unikał drastycznego karania swoich podwładnych”, a „co nagadał delikwentowi, to nagadał, czasami nawet groził wydaleniem ze służby za jakieś wielkie przewinienia, ale na tych ostrych słowach się kończyło i nie znam przypadku, aby ktoś został naprawdę poważnie ukarany” - wspomina F. Szydełko.
Wielką pasją płk. Pawłusiewicza było myślistwo i hodowla psów myśliwskich. Stworzył hodowlę ogarów nazwaną „z Karpat”. W wyniku odświeżenia krwi swoich psów sprowadził ze Słowacji psy rasy gończy słowacki, a z krzyżówki utworzyła się rasa płk. Pawłusiewicza zwana gończy polski (o tych psach napisano w trzech ostatnich rozdziałach).
Po zakończeniu służby wojskowej płk. Pawłusiewicz zamieszkał w Rajskiem. Ten okres dobrze pamięta Stefania Koncewicz, która od 1959 r. była gospodynią w domu płk. Pawłusiewicza. Wspomina go ciepło, jako człowieka pracowitego, gościnnego, służącego poradą w różnych sprawach. „Pułkownik cieszył się wielkim poważaniem wśród miejscowej ludności, był przecież wykształcony i bywały w świecie. Ponadto sama sylwetka, a szczególnie silny, donośny głos, już wzbudzał szacunek” - kontentowała była gospodyni.
Przez wiele lat płk. Pawłusiewicz zapraszany był na różnego rodzaju pogadanki, prelekcje. Takie odbywały się w różnych miejscach, m.in. w Ośrodku Sanatoryjno-Wypoczynkowym „Solinka” w Polańczyku, o czym napisała Malina Czyżewska, wtedy tamtejszy instruktor kulturalno-oświatowy, do której
należało zorganizowanie dla kuracjuszy spotkań z interesującymi ludźmi.Wydawać by się mogło, że człowieka tak zahartowanego przez życie nie jest w stanie tak szybko coś złamać. W 1979 r. płk. Pawłusiewicz zachorował. Przewieziony został do szpitala w Sanoku, potem do Warszawy. Tam zmarł w wieku 77 lat i został pochowany na cmentarzu w Lesku.
Obok wspomnień o płk. Pawłusiewiczu na kartach książki, nie bez powodu, znalazły się opowieści o trzech innych postaciach, mających swoje należne miejsce w historii Bieszczadów. Są to wspomnienia o ks. Franciuszku Stopie (pierwszym po wojnie proboszczu w Polańczyku), kpt. Czesławie Wawroszu (organizatorze siatki przerzutowej dla polskich żołnierzy) i kpt. Mikołaju Kunickim. Z tym ostatnim płk. Pawłusiewicz był związany szczególnie. Kpt. Kunicki, pseudonim „Mucha”, dowodził połączonymi oddziałami partyzanckimi por. Pawłusiewicza (4. Kompania Karpacka) i sowieckim im. Stalina (wcześniej im. T. Kościuszki). Po wojnie obaj przyjaźnili się, odwiedzali i wspólnie polowali. Warto wspomnieć, że obydwaj też po wojnie zostali aresztowani przez władzę i siedzieli w więzieniu (płk. Pawłusiewicz dwa miesiące, swoje wyjście zawdzięcza m.in. kpt. Kunickiemu).
Uzupełnieniem tekstu są liczne fotografie. Do książki dołączone są dwie płyty DVD „Jeszcze słychać ogarów granie” i CD „Bieszczadzka jesień”.
WD
Pułkownik z Dna Jeziora. Opowieść o Józefie Pawłusiewiczu, Wydawnictwo Mirczumet - Maciej Mirczewski, Koszęcin 2013