Najmniej znanym, ale niezwykle ciekawym i urokliwym zakątkiem Jeziora Solińskiego, jest Zatoka Teleśnicka. Co prawda, próżno tu szukać wypożyczalni jachtów i żaglówek, lecz jeśli ktoś ma własny, właśnie tu może rozpocząć rejs po zalewie.
Żeglarski szlak rozpoczyna się nieopodal ośrodka wypoczynkowego "Uroczysko". Można stąd dotrzeć w każde wcześniej zaplanowane miejsce. Po przepłynięciu ok. 1 kilometra wpływamy w tzw. Bramę Teleśnicką, na tyle szeroką i przejrzystą, że widok, który ukaże się oczom żeglarzy, zostanie zapamiętany na całe życie.
Po stronie wschodniej stromy, urwisty stok, po zachodniej - gęsty las. W oddali "majaczy" półwysep Brossa, nazwany tak od nazwiska jedynego mieszkańca półwyspu. Dopływając tu, warto się zatrzymać i pogawędzić z gospodarzem, a nawet przenocować w prowadzonym przez Krzysztofa Brossa gospodarstwie agroturystycznym. Wieczorem, przy ognisku i pieczonej kiełbasie, goście będą mogli wysłuchać barwnych opowieści o bieszczadzkim, samotnym życiu oraz o historii wsi zalanych wodami jeziora.
Żegnając Zatokę Teleśnicką koniecznie trzeba skierować się na południe i zobaczyć z bliska Wyspę Skalistą. Od wschodu strome urwisko czyni ją niedostępną dla ludzi, ale od strony zachodniej można odpocząć na piaszczysto-żwirowej plaży. Wspaniałe miejsce zarówno dla wędkarzy, jak i dla zakochanych par, chcących ukryć się przed oczami wścibskich turystów.
Mało uczęszczana, a równie malownicza i zaciszna, jest Zatoka Karpiowa oraz półwysep, na którym do końca drugiej wojny światowej istniała wieś Horodek (duża część terenów leży obecnie pod wodą). Można tu łatwo dopłynąć od Teleśnicy Sannej. W odległości 400 metrów od wąskiego cypla Zatoki Karpiowej w brzeg wcina się na kilkadziesiąt metrów głęboka zatoczka. Doskonale miejsce do wypoczynku - dzika przyroda i wszędobylska cisza przerywana jedynie szumem niewielkiego strumyka.
Przy Horodku warto zacumować także po to, by odwiedzić mieszkającego na półwyspie pustelnika. Juliusz Wasik, albo jak kto woli, Julek spod Dębu, przyjechał tu przed laty z Olsztyna i samodzielnie wybudował swoją samotnię. To człowiek wyjątkowy - mówią o nim żeglarze i wędrowcy. Żyje bez światła i prądu, żywi się tylko roślinami i całe dnie spędza na rozmyślaniach. Można jednak z nim szczerze porozmawiać, pod warunkiem, że turyści nie będą zbyt nachalni i rozkrzyczani.
Na Jeziorze Solińskim jest jeszcze jedno miejsce zamieszkane do niedawna przez legendę Bieszczadów - Sokole w Zatoce Viktoriniego, położone głęboko między dwoma masywami górskimi. Miejsce to nazwano przed kilkudziesięciu laty od nazwiska pierwszego po wojnie osadnika, Henryka Viktoriniego. Do dziś w Sokolem nikt więcej się nie osiedlił, a sam pan Henryk przed dwoma laty przeniósł się w inne, jeszcze bardziej dzikie miejsce.
Dla żeglarzy chcących popływać w miejscach bardziej "cywilizowanych", polecamy okolice Soliny, Polańczyka i Wołkowyi. Wszędzie tam bez problemu można wypożyczyć żaglówkę na jednej z przystani, a przy okazji zaopatrzyć się w prowiant w licznych sklepach, rozrzuconych niemal wzdłuż całej linii brzegowej jeziora.
Autor:
Krzysztof Potaczała
(nowiny24.pl)